» Blog » Adios, Quentinie
14-02-2010 20:31

Adios, Quentinie

W działach: marudzenie, przemyślenia, RPG | Odsłony: 2

Adios, Quentinie
Po raz kolejny nie wyrobiłem się z scenariuszem na Quentin. Co gorsza, nie wyrobiłem się, można by powiedzieć, podwójnie.

Około miesiąc temu (w połowie stycznia) uznałem, że nie wyrobię się z Mistrzowskim Scenariuszem Gerarda (tm). Scenariusz ten, warto wspomnieć, powstaje już od ponad roku. Nie ukrywam, że przyczyną przesunięcia premiery (po raz kolejny) była chęć wybajerzenia scenariusza ponad wszelkie pojęcie. Co do szczegółów nie będę się rozpisywał, wszak za rok może ten scenariusz wyślę. Faktem jest, że się poniekąd poddałem - tak, poddałem, ponieważ przytłoczyła mnie ilość pracy jakie należało włożyć w przygotowanie tego scenariusza.

Dlatego też, na miesiąc przed Quentinem, postanowiłem zupełnie zmienić podejście. Postanowiłem strzelić coś lekkiego, fajnego i w dodatku nieco na przekór standardom konkursu. Po prostu praca miała być z gatunku (że tak się wyrażę) nie posiadającego silnej reprezentacji wśród zgłoszeń w ogóle, a wśród laureatów w szczególności.

Wybrałem system (okazał się być genialny do tego celu), rozpocząłem pracę koncepcyjną , zacząłem bawić się w technikalia, wreszcie - zacząłem przymierzać się do pisania. W międzyczasie oczywiście pojawiła się masa nowych, nieprzewidzianych obowiązków (między innymi zostałem organizatorem produkcji filmu dyplomowego koleżanki). Przed paroma dniami stanąłem przed dylematem: kończyć scenariusz na kolanie, czy też odłożyć go na później. Jeszcze wczoraj nie wiedziałem co robić. Z jednej strony, kazus Czerwonego Telefonu pokazał, że niedopracowany tekst ma małe szanse na zwycięstwo. Z drugiej strony, pojawiły się wątpliwości - czy aby mój mały potworek nie wyrósł poza pierwotne założenia pracy "na szybko"? Oliwy do ognia dolał Garnek, który w sobotę po swojej prelekcji o pisaniu scenariuszy rzucił "Pisz, jeszcze masz kupę czasu".

Dylemat ostatecznie rozwiał mój kumpel, Piotrek. Gdy streściłem mu w skrócie o czym jest scenariusz, powiedział: "Łał, chciałbym w to zagrać." Około północy usiadłem do pisania, zacząłem stukać w klawiaturę. Gdy przyszło mi skontrolować swoje wypociny koło 13, podjąłem decyzję. Scenariusza nie wysyłam. Nie ma sensu słać kolejnej niedoróbki. Wiem jak powinien wyglądać ten scenariusz żeby być dobry, i wiem, ile jeszcze pracy w to muszę włożyć.

Scenariusz prawdopodobnie dokończę w przeciągu kilku następnych tygodni - nie spiesząc się, powolutku. Wciąż jednak nie wiem co z nim zrobić. Zachomikować go do następnej edycji Quentina? A może opublikować na sieci? Jest też trzecia opcja - myślałem zupełnie poważnie o wydaniu go. Wszystkie to opcje się oczywiście wykluczają...

Niezależnie od tego, co zrobię, fakty są takie: Quentin pokonał mnie po raz kolejny.
Komentarze na tym blogu są zablokowane.